Menu

Współpraca

Zaloguj się

Jeżeli nie posiadasz jeszcze konta w naszym serwisie, zarejestruj się już teraz.
Zapomniałeś hasło? Kliknij tutaj.

Aktualności

Marzycielka w Tatrach

Dodano: Czwartek, 2 czerwiec 2011 / Ilość wyświetleń: 5197Marzycielka w TatrachKarolina, na co dzień zmagająca się z ciężką chorobą, miała marzenie: chciała zobaczyć Tatry. Dzięki Fundacji Mam Marzenie, a także wielu osobom i instytucjom, mogło się ono spełnić. Karolina z siostrą Sandrą, Mamą oraz wolontariuszką Fundacji Małgorzatą Pacholczyk spędziły cudowne dni w Tatrach i Zakopanem. Poniżej relacja z pobytu autorstwa Małgorzaty Pacholczyk. Bardzo się cieszymy, że marzenie Karoliny spełniło się. Karolino - życzymy kolejnych wielu, wielu spełnionych marzeń!


WTOREK, CZYLI ROZGRZEWKA
Po kilkunastogodzinnej podróży pociągami wylądowałyśmy w Zakopanem i zainstalowałyśmy się w luksusowym i klimatycznym Hotelu Litwor. Pierwsze popołudnie postanowiłyśmy wykorzystać na delikatne oswojenie się z górami i wjechałyśmy kolejką na Gubałówkę, skąd można podziwiać panoramę Tatr. Widoczność była świetna, a Giewont pozował majestatycznie do zdjęć. Ale Gubałówka to nie tylko piękne widoki, ale również coś w rodzaju centrum handlowego pod gołym niebem. Było mierzenie góralskich kapeluszy, korali, okularów słonecznych i oglądanie dziesiątek mniej lub bardziej potrzebnych gadżetów, czyli to, co większość kobiet lubi najbardziej. I dopiero czarne chmury nadciągające znad gór i groźne pomruki burzy były w stanie przepędzić nas do hotelu na zasłużony odpoczynek…


ŚRODA, CZYLI GÓRY PUSZCZAJĄ OKO DO KAROLINY
Karolina zdradziła mi wcześniej, że najbardziej w Tatrach chciałaby zobaczyć Morskie Oko. Dlatego raniutko zajechał pod hotel samochód z Tatrzańskiego Parku Narodowego z panami Łukaszem i Januszem, aby podróż była jak najbardziej komfortowa dla Marzycielki.

Z ekipą Tatrzańskiego Parku Narodowego. Fot Archiwum Fundacja Mam Marzenie


Zaczęło się jednak od... porwania. Zamiast w stronę Morskiego Oka, pojechaliśmy najpierw do Kuźnic, gdzie na Karolinę czekał sam Pan Paweł Skawiński - Dyrektor TPN. Była miła rozmowa, oglądanie rewelacyjnych filmów z tatrzańskimi misiami kręconych ukrytą kamerą a także cała torba prezentów dla Karoliny!
Kiedy jechaliśmy terenówką TPN wyprzedzając tłumy pieszych wspinające się pod górę, dosięgło nas niejedno nienawistne spojrzenie... Ale co tam, wyjątkowi Marzyciele powinni korzystać z wyjątkowych przywilejów! Pod schroniskiem czekał na nas Pan leśniczy, żeby opowiedzieć kilka ciekawostek o samym jeziorze, o zwierzętach i okolicznych roślinach. Zobaczyłyśmy ptaszka - orzechówkę, a Karolina nawet dostrzegła przez lunetę samicę jelenia obgryzającą wierzbę! Kiedy dowiedziałyśmy się już, że Morskie Oko ma głębokość 51 m i jak odróżnić z daleka limbę wśród świerków, mogłyśmy ruszyć na wyprawę dookoła jeziora.

Na szlaku wokół Morskiego Oka. Fot. Archiwum Fundacja Mam Marzenie


Dziewczyny poruszały się z gracją jak kozice, zachwycały widokami i śniegiem, pozowały do zdjęć... Sandra żałowała tylko, że nie można się w Morskim Oku wykąpać.

Nad Morskim Okiem


Karolina i Sandra nad Morskim Okiem


Na koniec panowie z TPN zrobili nam kolejną niespodziankę. Zaprosili nas do schroniska na obowiązkową szarlotkę, którą popiłyśmy pysznym kakao. Mniam… Ileż to było kalorii! Ale kto tam w górach liczy kalorie? I tak właśnie Karolina zawarła bliższą znajomość z górami!
W powrotnej drodze zahaczyliśmy o „zagranicę”, żeby dziewczyny zaliczyły Słowację i obejrzeliśmy Wodogrzmoty Mickiewicza.
Po południu było bardziej nastrojowo, bo odwiedziłyśmy stary cmentarz na Pęksowym Brzyzku. Trzeba było przecież odwiedzić grób autora „Koziołka Matołka” i oddać hołd wielkim ludziom zasłużonym dla Zakopanego i dla Tatr.


CZWARTEK, CZYLI WYSOKO I EKSTREMALNIE
Ten dzień miał przynieść odpowiedź na pytanie, kto z naszej grupki jest największym twardzielem. Czekała nas bowiem wyprawa pod same chmury, czyli wjazd kolejką na Kasprowy. Na początku było trochę strachu, ale potem Karolina cieszyła się, kiedy wagonik huśtał się przy mijaniu kolejnych słupów. A na górze śnieg!!!!!!!!!!! To było TO! Ubrane w koszulki z krótkim rękawem deptałyśmy sobie po zimowym śniegu! Oczywiście musiała odbyć się sesja zdjęciowa i to dłuuuga.

Sandra na Kasprowym. Fot. Małgorzata Pacholczyk


Zdecydowałyśmy się też na spacer w kierunku Suchej przełęczy i Beskidu, skąd podziwiałyśmy stawy w Dolinie Gąsienicowej. Były zdjęcia na tle niebieskich jeziorek i obowiązkowo ze słupkiem granicznym. Karolina i jej siostra Sandra (bo Mama zdecydowała się jednak poczekać na dole w Kuźnicach) udowodniły, że są odważne, bo przemogły lęk przed wysokością i śmiało spoglądały w dół, w przepaść. W nagrodę dostały pamiątkowe dyplomy i tak zaliczyły chrzest wysokogórski.

Na Kasprowym. Fot. Małgorzata Pacholczyk


Rano ekstremalne wysokości, a po południu spotkanie z ludźmi, którzy ekstremalne przeżycia mają na co dzień, czyli ratownikami TOPR. Po siedzibie Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego oprowadził nas Pan Piotr Bednarz. Widziałyśmy dyżurkę ratowników i magazyny sprzętu: od karabinka, przez nosze do racji żywnościowych. Można było wszystkiego dotykać i przymierzać. Pan Piotr miał też kilka niespodzianek. Najpierw pojechałyśmy na spotkanie z jego pieskami lawinowymi: emerytką Dżessi i jej córką Tussi.

U pana Piotra Bednarza - z psami lawinowymi. Fot. Małgorzata Pacholczyk


Pieski były przesympatyczne, świetnie wyszkolone a do tego zademonstrowały kilka sztuczek. Na przykład Dżessi potrafi pokazać, jak się opalają panie na Gubałówce, czym nas totalnie rozśmieszyła. Drugą niespodzianką była wizyta na lądowisku śmigłowca sanitarnego. Karolina i Sandra mogły zajrzeć do wnętrza, a nawet zasiąść za sterami (pod warunkiem, że nie będą niczego dotykać, choć te guziki tak kuszą...).

Na lądowisku śmigłowca TOPR


Ale to nie koniec niespodzianek, bo z Panem Piotrem przejechałyśmy samochodem terenowym TOPR całą Dolinę Strążyską! Stamtąd jeszcze krótki spacer, żeby rzucić okiem na wodospad Siklawica, a potem odpoczynek i poczęstunek w Karczmie u Ratowników, gdzie miałyśmy zaszczyt wpisać się do Księgi Gości obok takich sław jak Adam Małysz, czy Aleksander Kwaśniewski!

W karczmie u Ratowników



PIĄTEK, CZYLI ELITARNIE W KOŚCIELISKIEJ
Po ekstremalnych czwartkowych przeżyciach trzeba było trochę wyluzować, zaplanowałyśmy więc spokojną wycieczkę do Doliny Kościeliskiej. O nasze wygody po raz kolejny zadbali właściciele hotelu Litwor, którzy zapewnili transport taksówką do Kir, opiekę sympatycznego przewodnika - Pan Macieja Jakubiaka i przejażdżkę bryczką. Po drodze odwiedziłyśmy Sanktuarium na Krzeptówkach, aby zobaczyć między innymi replikę krzyża na Giewoncie.
Dolinę Kościeliską, jedną z najpiękniejszych w Tatrach, podziwiałyśmy siedząc wygodnie w bryczce i słuchając objaśnień Pan Macieja. Zaliczyłyśmy też malowniczy Wąwóz Kraków, przyjrzałyśmy się produkcji najprawdziwszych oscypków w szałasie i skosztowałyśmy tych góralskich specjałów. Dla nas jazda to była wielka przyjemność, ale Pan Maciej musiał wysłuchiwać co chwila kąśliwych uwag swoich kolegów - przewodników, którzy dreptali na piechotę ze szkolnymi wycieczkami. Śmiali się, że ma taką „elitarną grupę”, ale to była zwykła zazdrość, ot co...
Po południu odwiedziłyśmy jeszcze Park Linowy i przespacerowałyśmy się pod skocznie narciarskie na Wielkiej Krokwi, śladami mistrza Adama Małysza. A poza tym to co zwykle, czyli basen, jaccuzi, wieczorny koncert w karczmie... Ech, czułyśmy się wyjątkowo, luksusowo i elitarnie.


SOBOTA, CZYLI ATRAKCJE POD DACHEM
W sobotni ranek było mgliście i deszczowo, ale to wcale nie zepsuło nam humorów, bo właśnie na ten dzień miałyśmy zaplanowane atrakcje pod dachem. Odwiedziłyśmy Muzeum Tatrzańskie, gdzie najbardziej zaciekawił dziewczyny dział przyrodniczy. Były kozice, niedźwiedzie, orzeł i świstaki, czyli wszystkie „symbole” Tatr.
Po południu atrakcje sportowe, czyli wizyta na kręgielni i w Aqua Parku. Dziewczyny pierwszy raz w życiu grały w kręgle, ale jak tylko załapały o co w tym chodzi, walczyły do upadłego. Walka była bardzo wyrównana, bo pierwszą rundę wygrała Karolina, drugą Sandra, a trzecią Mama dziewczynek. A w Aquaparku to już było zupełne szaleństwo: baseny, zjeżdżalnie no i największa atrakcja, czyli dzika rzeka! Nic dziwnego, że spędziłyśmy tam prawie 3 godziny i żal było wychodzić.


NIEDZIELA, CZYLI Z WIZYTĄ U SMOKA
Cóż, wszystko, co dobre, kiedyś musi się skończyć. Trzeba było pożegnać góry, Zakopane, przyjazny hotel Litwor, wszystkich miłych ludzi, którzy się nami opiekowali i ruszać w drogę powrotną. Na pocieszenie, miałyśmy kilka wolnych godzin w Krakowie. Odwiedziłyśmy więc smoka, który nie zrobił na dziewczynach spodziewanego wrażenia. Był trochę za mały i ział ogniem dość niemrawo. Wawel był OK., choć było już za późno na zwiedzanie, ale zdążyłyśmy jeszcze rzucić okiem na Rynek, Kościół Mariacki, Sukiennice i spałaszować lody pod parasolem. Były jeszcze inne niezaplanowane atrakcje, czyli dość huczne spotkanie kibiców Wisły Kraków w asyście policji. „Jazda jazda jazda Biała Gwiazda!” - te okrzyki jeszcze długo było słychać, kiedy pośpiesznie ewakuowałyśmy się w kierunku dworca...
A w pociągu długo jeszcze wspominałyśmy wszystkie dobre chwile spędzone w górach. - W Morskim Oku było fajnie! A kolejka jak huśtała! A pieski jakie miłe... A te świstaki i kozice w Muzeum... A ci górale jak fajnie grali! Mogłyśmy tak do rana, ale zapukał pan konduktor i kategorycznie kazał nam udać się na spoczynek. I tak właśnie spełnienie marzenia Karoliny dobiegło końca...

Marzycielka nad tatrzanskim potokiem


A TERAZ BĘDĄ PODZIĘKOWANIA.
Długie będą, bo bardzo wiele osób i firm zapragnęło spełnić marzenie Karoliny. Oto ci, którym z całego serca dziękujemy:
- Hotel Litwor w Zakopanem (Grupa Trip), który zafundował Karolinie z rodziną pięciodniowy pobyt wraz z wyżywieniem (i to jakim!). Dziękujemy za wspaniałą rodzinną atmosferę i serdeczną opiekę.

- Tatrzański Park Narodowy, który zorganizował wycieczkę do Morskiego Oka i obsypał Karolinę prezentami. Szczególne podziękowania dla panów Łukasza Janczy i Janusza Machowskiego, którzy byli naszymi przewodnikami.

- Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, a w szczególności pan Piotr Bednarz, który poświęcił swój czas, aby zapoznać Karolinę z tajnikami pracy ratowników górskich i psów lawinowych.

- Polskie Koleje Linowe, które zwolniły nas z opłat za wjazdy na Gubałówkę oraz Kasprowy Wierch

- Aqua Park Zakopane, który zaprosił nas na kręgielnię i wodne szaleństwa za symboliczną złotówkę.

- Muzeum Tatrzańskie, które zwolniło nas z opłat za wstęp.

- Fan Club Rafała Sonika, sam mistrz Rafał Sonik, a także pani Dominika Sonik-Południak, którzy od początku zainteresowali się marzeniem Karoliny i nieustannie nas wspierali. Dziękujemy za przekazanie grafik z autografami pan Rafała, które zostały zlicytowane na Allegro.

- Portal naszkasprowy.pl, który wspierał naszą akcję i pani Agnieszka Szymaszek, która była naszym dobrym duchem, podsuwała pomysły i pomogła zorganizować większość atrakcji w Zakopanem.

- Wielcy sportowcy pan Tomasz Gollob i pan Tomasz Kucharski, którzy przyłączyli się do aukcji na Allegro na rzecz Karoliny.

- Klub żużlowy Stal Gorzów, który poparł naszą akcję „Mistrzowie sportu spełniają marzenia”.

- Wszyscy, którzy sięgnęli do portfeli i zakupili coś na aukcji na rzecz Karoliny.

- Wszyscy, którzy wpłacili drobne kwoty na konto Karoliny, aby jej piękne marzenie mogło się spełnić.


A górom dziękujemy za to, że są. Mamy nadzieję, że Karolina jeszcze pewnego dnia tam wróci, bo zachwyciły ją Tatry, a marzenia przecież się spełniają...

Małgorzata Pacholczyk