Menu

Współpraca

Zaloguj się

Jeżeli nie posiadasz jeszcze konta w naszym serwisie, zarejestruj się już teraz.
Zapomniałeś hasło? Kliknij tutaj.

Artykuły

Z Jarosławia w Tatry

Dodano: Wtorek, 27 marzec 2012 / Ilość wyświetleń: 2786
Przewodnicy tatrzańscy: Kazimierz Czemerda.

-Od pierwszego spotkania góry zachwyciły mnie swoim pięknem. To jedyny w swoim rodzaju krajobraz, jakże odmienny od nizin, na których się wychowałem. Przestrzeń, majestat, cisza, spokój i ta nieustanna możliwość odkrywania wciąż nowych zakątków, nowych doznań i przeżyć. Trwam w tym zachwycie do dziś - wyznaje Kazimierz Czemerda.

Urodził się w 1933 r. w Lubaczowie. Wkrótce potem rodzina przeniosła się do Jarosławia. To właśnie tam, po wojnie, ukończył szkołę podstawową i Technikum Budowlane. Po maturze w 1952 r., przez rok pracował w Rejonie Dróg Publicznych w Bochni i w Krakowie, a następnie podjął studia na Wydziale Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej.

-Pierwszy raz w życiu zobaczyłem Tatry w 1946 r. - wspomina. - Byłem wtedy na obozie harcerskim w Piwnicznej. Przyjechaliśmy na wycieczkę do Morskiego Oka, do którego doszedłem z Zakopanego piechotą! W średniej szkole grałem w Jarosławiu w orkiestrze dętej. Z opiekunami orkiestry przyjeżdżaliśmy kilkakrotnie do Zakopanego. Zachwyciłem się wtedy górami i przez resztę swojej młodości marzyłem, by się w Zakopanem osiedlić na stałe. Kiedy po maturze pracowałem w Bochni, zorganizowałem pracowniczą wycieczkę w Tatry. Studiując i pracując w Krakowie, bywałem w Zakopanem coraz częściej. Poznawałem górskie szlaki i tereny poza szlakami. W tajniki turystyki tatrzańskiej wprowadzał mnie pan Godzicki, zaprzyjaźniony taternik z Krakowa. Pasjonowało mnie też wtedy żeglarstwo, zdobyłem nawet patent sternika jachtowego, ale góry były ważniejsze. Wreszcie spełniło się - zamieszkałem w Zakopanem! Zaczęło się intensywne narciarstwo i gruntowne poznawanie Tatr. Trzy lata później, by tę górską wiedzę usystematyzować, zapisałem się na kurs przewodnicki.

Po studiach pracował przy budowie drogi w Muszynie. Następnie odbywał służbę wojskową, rozbudowując lotniska m.in. Aeroklubu Nowotarskiego. Po wojsku zamieszkał w Krakowie, wciąż marząc jednak o przeniesieniu do Zakopanego. Udało się to w 1967 r., gdy dostał pracę w zakopiańskiej Okręgowej Dyrekcji Inwestycji Miejskich. Pracował m.in. jako inspektor nadzoru przy budowie wyciągu w Dolinie Goryczkowej.

W 1970 r. uzyskał uprawnienia przewodnika tatrzańskiego. Niewiele później został instruktorem narciarskim. Pracował w branży budowlanej, m.in. w Wojewódzkim Biurze Projektów i kilku innych firmach budowlanych. Wycieczki i szkolenia narciarskie mógł prowadzić tylko w dniach wolnych od pracy. Uczestniczył w szkoleniach i obozach przewodnickich. Podwyższał kwalifikacje i w 1978 r. uzyskał drugą klasę przewodnicką.

Ciekawość świata zapędziła go też w inne górskie regiony: trzykrotnie brał udział w turystycznych wyjazdach w Himalaje, zwiedził Nepal, Indie, Singapur, Chiny i Mongolię, półwysep Synaj z Górą Mojżesza, a w Europie m.in. Dolomity, kilka rejonów alpejskich, Pireneje i rumuńskie Karpaty. W 1987 r. został pełnodyspozycyjnym przewodnikiem Koła Przewodników Tatrzańskich, tylko na półtora roku. Pracował społecznie w paru kolejnych zarządach KPT i przez kilka kadencji w przewodnickich komisjach rewizyjnych. Odznaczony Srebrną Honorową Odznaką PTTK i tytułem Zasłużonego Członka Koła Przewodników Tatrzańskich. W 1990 r. przeszedł na emeryturę. Rozpoczął wtedy własną działalność gospodarczą, głównie przewodnicką. Przez pewien okres był też pracownikiem Punktu Informacji Turystycznej TPN. Od 2000 r. jest członkiem Klubu Przewodników Tatrzańskich TPN PTTK.

- Uważam, że przewodnictwo, to nie tylko zawód, ale też i pewna misja do spełnienia - mówi. - Przewodnik to opiekun na górskiej drodze, towarzysz i przyjaciel, lecz czasem też nauczyciel lub wymagający lider. Wszystko zależy od sytuacji i bardzo trudno jest znaleźć w tym złoty środek. A przecież trzeba spełnić oczekiwania prowadzonych turystów, by dać im radość z bycia w górach.

Tekst JERZY TAWłOWICZ

źródło: Dziennik Polski - www.dziennik.krakow.pl - 2007/10/25