Menu

Współpraca

Zaloguj się

Jeżeli nie posiadasz jeszcze konta w naszym serwisie, zarejestruj się już teraz.
Zapomniałeś hasło? Kliknij tutaj.

Prywatyzacja PKL

Ekonomia a emocje

Elżbieta Misiak Bremer podczas debaty o prywatyzacji PKL na Kasprowym Wierchu, maj 2012. Fot. Agnieszka SzymaszekRozmowa z Elżbietą Misiak – Bremer, dziennikarką, miłośniczką gór, narciarką.
Pracowała m.in. w prasie podziemnej, „Tygodniku Solidarność”, „Konfrontacjach”, „Super Expressie”, „Wprost”. Współpracowała z Polskim Radiem i TVP. Publikowała w paryskiej „Kulturze” oraz prasie polonijnej. Związana z wieloma tytułami prasowymi w Polsce.

- Jaka jest pani opinia na temat koncepcji prywatyzacji Polskich Kolei Linowych?

- Nie mam jednoznacznej opinii, ponieważ za mało znam konkretów. Wiem, że jest pomysł na prywatyzację, i że chętni do kupna są Słowacy. Ostatnio dotarła wiadomość, że pięć gmin podhalańskich chce przejąć kolejkę na własność. Prywatyzacja ma swoje plusy i minusy. Dotyczy to szczególnie takiego urządzenia, jak kolej linowa w Tatrach, które - jak na wielkość naszego kraju – zajmują niewielki teren, a są wspaniałe, wręcz kochane i wszystko co się w nich dzieje, wywołuje szalone emocje. Zaletą prywatyzacji jest na ogół dużo lepsze w sensie finansowym gospodarowanie. Jeżeli chodzi o takie urządzenie, jak kolej linowa w polskich Tatrach, to wymyka się wszelkim racjonalnym kryteriom. Budowie kolejki w 1936 roku również towarzyszyły szalone emocje. Wtedy to zrobiono sprawnie, szybko i obrońcy nieskażonej przyrody tatrzańskiej przegrali sprawę. Ale kolej się zadomowiła, zyskała mnóstwo zwolenników. Kasprowy stał się jedynym naprawdę narciarskim szczytem.
Prywatyzacja posiada także i wady, szczególnie jeżeli dotyczy tego, co jest traktowane jako wspólna własność, nie tyle w sensie prawnym, ale w sensie uczuciowym, emocjonalnym. Jeżeli kolej zostanie sprywatyzowana, to pojawia się wielki znak zapytania: jak prywatny interes – głownie przecież ekonomiczny - będzie miał się do tych wszystkich emocji? Pozostaje także pytanie o stosunek właściciela kolei do Tatrzańskiego Parku Narodowego.

- Co sądzi pani na temat dyskusji społecznej, która wyniknęła wokół tego tematu? Jak rozstrzygnąć, kto ma rację?

- Jedni uważają, że przeważają korzyści ekonomiczne. Drudzy kładą większy nacisk na społeczną wartość kolejki – i tu zdania są bardzo silne. Dlatego dobrą sprawą jest publiczna debata. A czy będzie możliwość jednoznacznego przesądzenia? Nie można nikomu zakazywać wyrażania swojego zdania. Nie można miłośnikom stanu obecnego nakazywać, by zmienili swoją ocenę uczuciową. Do tej pory nikt nie przedstawił racjonalnego, sensownego i jednoznacznego rozwiązania.

- Jakie byłoby pani zdaniem najlepsze rozwiązanie?

Chciałabym usłyszeć, jak wyglądają oferty. Kto chce kupić i jakie ma propozycje. Jak mają wyglądać techniczne rozwiązania? Wydaje mi się, że parę nowoczesnych rozwiązań by się przydało. Nie chciałabym, żeby nastąpiła taka zmiana, by wprowadzenie unowocześnień popsuło urok kolejki. Bardzo mi się na przykład nie podoba obecnie restauracja - w ogóle tam nie wchodzę. Ale bym mogła wyrazić swoje zdanie, musiałabym szczegółowo poznać oferty. Informacja na temat chęci zakupu PKL przez Słowaków - to nie jest żadna oferta. Należy żądać precyzyjnych ofert dotyczących kwestii finansowych, technologicznych, organizacyjnych i ekologicznych.
Znam znakomite narciarsko miejsca w Alpach, których urok zepsuty jest poprzez nadmiar narciarzy na stoku. Jest po prostu zbyt tłoczno. Tłok stanowi przekleństwo bardzo dobrych narciarskich terenów. Obyśmy tego nie zrobili Kasprowemu. W tej kwestii stoję po stronie Tatrzańskiego Parku Narodowego: nie należy zwiększać przepustowości kolejki. Choć oczywiście rozumiem wszystkich stojących w kolejce.

- Co pani sądzi o koncepcji uruchomienia latem kolei krzesełkowej w Kotle Gąsienicowym?

- Jestem absolutnie przeciwna. Natomiast uzasadnione jest zmodernizowanie kolei krzesełkowej na Goryczkowej.

- A jakie jest pani zdanie na temat wprowadzenia sztucznego śnieżenia?

- Nie jestem entuzjastką sztucznego śnieżenia, ale zdaję sobie sprawę, że czasami to jest konieczne. Uważam, że to duży organizacyjny problem. Wymaga to budowy zbiorników, poboru wody. Po terenach narciarskich latem się nie chodzi, bo tak tereny są zniszczone. Widziałam to w różnych krajach. Wygląda to strasznie. Na naszym Kasprowym jest jeszcze najspokojniej – i to lansujmy! Jeśli ktoś prywatnie potrafi usprawnić działanie kolejki – proszę uprzejmie. Ale jeżeli miałoby się to wiązać ze zmianą całego „oprzyrządowania” – inwestowaniem, wprowadzaniem sztucznego śnieżenia – jestem absolutnie przeciwna.
Dobra oferta prywatyzacji to taka oferta, która godzi wszystkie interesy. To jest trudne, bo te góry są malutkie. Nie taka, której celem jest wywiezienie dziesięciu tysięcy osób po to tylko, by wywieźć i na tym zarobić.

- Jest pani miłośniczką gór…

- Tak, choć nie tylko Tatr. Jestem „bieszczadniczką”. Przez 15 lat co rok wyjeżdżałam też na Huculszczyznę, w Czarnohorę, Gorgany, Czywczyn. Jeśli chodzi o Tatry, wybierałam raczej Zachodnie. Nie lubię miejsc zatłoczonych, zagęszczenia.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Agnieszka Szymaszek